Katarzyna Roj
„Somnambuliczki, lunatyczki, kobiety-manekiny”
2005 To samo ujęcie z trzech różnych stron. Ostry snop światła oddziela widoczny fragment od ciemności, tworzy scenę, na której posadzono kobietę. Nieobecny wzrok, rozchylone nogi, dłonie spoczywają na kolanach. Nieruchoma i sztywna, jak manekin, działa na widza z ogromną siłą. Do tego horyzontalny układ fotografii powoduje wrażenie ciągłego obracania się sceny. Fotograficzne obrazy Patrycji Orzechowskiej z jej nowego cyklu Nos duo są jak spirala hipnotyzera.
Wierzę w przyszłe rozwiązanie tych dwu stanów na pozór tak przeciwstawnych, jakim jest sen i realność, w pewnego rodzaju realności absolutnej, która można by nazwać nadrealnością1— wyznał niemal sto lat temu André Breton w Manifeście surrealistycznym. Owa „realność wyższego rzędu” wyswobadza wyobraźnię, afirmuje wszechmoc snu, bezinteresowną grę myśli. Wreszcie ujawnia niezwykłość — le merveilleux, która zdaniem Bretona, jest zawsze piękna; jakakolwiek niezwykłość jest piękna, tylko i wyłącznie niezwykłość jest piękna.
Patrycja Orzechowska czerpie duchowo i materialnie z klasycznego surrealizmu. Podobnie jak dla innych spadkobierców Manifestu, ważny w jej pracach jest nastrój, wywołany często już samymi rekwizytami i sposobem ich połączenia. Fantomy, zestawione ze sobą części ciała i widma wypełniały już wcześniej projekty artystki. Tymczasem Nos duo charakteryzuje się większa powściągliwością formy i prostotą środków ekspresji. Każda z prac cyklu mogłaby być kadrem z filmu Buńuela czy Man Raya. Orzechowska nie projektuje fantasmagorii, interesuje ją raczej owa „realność wyższego rzędu”, dzięki której świat przedstawiony jest oniryczny, niezwykły, a nawet dziwaczny. Paradoksalnie pozostaje cały czas czytelny i rzeczywisty, choć cechuje go inna „gęstość”; jak podczas snu, wątki są stłoczone, a całość wymyka się prostym interpretacjom.
Somnambuliczki, lunatyczki, kobiety-manekiny z tych fotografii wydają się być zawieszone, jak w próżni. Nie należą do siebie, realizują swój sen. Siedzą w jednym miejscu, a gdy już się poruszają, przypominają radzieckie lalki, które specjalnie prowadzone stawiają kroki, nie zginając kolan. One patrząc, zdają się nie widzieć nic. Na kilku fotografiach pojawia się symboliczna „druga połowa” bliźniacza postać, która uosabiać może inną stronę natury przedstawionej kobiety. Gdy jedna śpi, ciałem dysponuje druga. Na zdjęciach Orzechowskiej nigdy jednak nie występują w pełnej postaci. Niewidoczną część kobiety w czarnej sukience uzupełnia jej bliźniacza postać w białej; obie kierują wzrok zawsze w odwrotnym kierunku.
Istotnym elementem jest w tych pracach również, przekornie, ruch. Postaci są w ciągłym ruchu; jest to jednak inna od rzeczywistej dynamika. Kobiety zdają się chodzić od ściany do ściany, jedna z nich stawia kroki mając pod swoimi stopami… placki. W sytuacji zawieszenia, każda pokonana odległość przychodzi z łatwością, bądź przeciwnie; jak w koszmarze wydaje się być nie do pokonania. Na op-artowskim tle, kobieta w pasiastej sukience i z gipsem na nodze wydaje się niemal mknąć. Motyw gipsu pojawi się raz jeszcze, na zdjęciu z lolitą bawiącą się piłką. Wielka, pomarańczowa kula symbolizuje tu również księżyc – mityczną Lunę, element najważniejszy w nocnej ikonografii.
Artystka korzysta z tej ikonografii bezpośrednio. Również technikę, w której wykonała fotografie nazwała tajemniczo lunatypią. Wydaje się, że nazwa ta bardziej odnosi się do klimatu prac niż do rzeczywistej techniki. Luna to przewodniczka po snach, odwrotnie niż Helios — słońce, świeci światłem odbitym; świat uzyskuje dzięki nim inną barwę, a kształty się rozmywają. Powołując się na księżyc, artystka odmawia swoim pracom przejrzystości i wyrazistości. Już same kształty sugerują rzeczywistość marzeń i przywidzeń sennych. Lekko rozmyte kontury wpływają na malarsko-graficzny obraz prac. Artystka uzyskuje przez nie także „trójwymiarowość”, sugerowaną głębię, efekt poruszenia. Nad bohaterkami unosi się aura, świetlna poświata. Niezwykłość podkreśla również odpowiednio dobrana kolorystyka. W fotografiach Orzechowskiej dominują barwy „nocne” — monochromatyczne szarości, błękity, odcienie brązu, srebro.
Bezpośredni kontakt z cyklem Nos duo, jak z wcześniejszymi Fantomami, weryfikuje myślenie o tej fotografii. Bo nawet najlepsza reprodukcja nie odda jej charakteru. Aby je w pełni doświadczyć, trzeba je zobaczyć w oryginale. Intryguje w nich technika, ale przede wszystkim senny klimat, w który wrzuceni zostali bohaterowie. Na niewielkiej powierzchni swoich prac artystka, zamiast opowiadać historię, projektuje ją. Odbiór tej historii jest podświadomy i intuicyjny.
(…)
(1) Za: M. Porębski, Granice współczesności, Warszawa 1989, s. 359
—
FORMAT nr 46 1-2/2005